charakter konsorcjum

 
 
 
W postępowaniach o udzielenie zamówienia publicznego jako wykonawca występuje często "twór" składający się z dwóch lub więcej podmiotów. Oczywiście ma to swoją podstawę prawną, gdyż zgodnie z art. 23 ust. 1 prawa zamówień publicznych wykonawcy mogą wspólnie ubiegać się o udzielenie zamówienia publicznego.
 
W zdecydowanej większości przypadków ów "twór" składający się z dwóch lub więcej podmiotów przybiera nazwę "konsorcjum", które ma swojego "lidera" - podmiot, który bierze na siebie wszelkie kontakty z zamawiającym, w tym ustanowienie pełnomocnika do reprezentowania wszystkich wykonawców ubiegających się wspólnie o uzyskanie zamówienia publicznego. Nazwa "konsorcjum" jest o tyle ciekawa,... że prawo zamówień publicznych w ogóle się nią nie posługuje. Jest to typowe określenie zwyczajowe, które jednak na dobre zagościło w "języku zamówień publicznych". Oczywiście nazwa "konsorcjum" stosowana jest nie tylko w zamówieniach publicznych. Przykładowo na jednej z ostatnich rozpraw, mój kolega adwokat przesłuchiwał biegłego "specjalistę w zakresie określania wartości przedsiębiorstw", który nazwę "konsorcjum" stosował zamiennie z określeniem "spółka". Oczywiście efekt był taki, że "precyzyjnie myślący" pełnomocnicy początkowo nie bardzo wiedzieli o co chodzi, jednak na szczęście dosyć szybko się połapali... Biegły był człowiekiem wiekowym, więc dla niego faktycznie "konsorcjum" i "spółka" mogły być synonimami.
 
Wróćmy jednak do konsorcjum z prawa zamówień publicznych - czym właściwie ono jest. Niestety prawnicy mają tendencję do komplikowania spraw nawet najprostszych i pojawiają się poglądy przeróżne. Od takich, że konsorcjum jest pewnym specyficznym tworem działającym wyłącznie na podstawie prawa zamówień publicznych (w którym jednak regulacje dotyczące konsorcjum są iście szczątkowe), do takich że konsorcjum nie jest w zasadzie niczym szczególnym - wyłącznie porozumieniem dwóch lub więcej podmiotów - ot kolejny rodzaj umowy. 
 
W mojej ocenie jednak konsorcjum stanowi nic innego, tylko starą dobrą spółkę cywilną. Przyczyną jego utworzenia jest bowiem bez wątpienia dążenie do osiągnięcia wspólnego celu gospodarczego w postaci uzyskania zamówienia publicznego, a następnie jego wykonania i w konsekwencji wypracowania zysku. Na szczęście nie jestem odosobniony i podobny pogląd wyraża profesor Stanisław Włodyka. 
 
Można byłoby spytać - co za różnica czy konsorcjum jest spółką cywilną, czy też nie jest, skoro i tak jego członkowie odpowiadają wobec zamawiającego solidarnie za wykonanie zamówienia publicznego - art. 141 prawa zamówień publicznych. No i właśnie w tym rzecz. Art. 141 prawa zamówień publicznych dotyczy wyłącznie odpowiedzialności wobec zamawiającego i wyłącznie związanej z wykonaniem zamówienia (również wniesieniem zabezpieczenia). 
 
Co jednak z pozostałymi zobowiązaniami do naprawienia szkody? Przyjęcie, że konsorcjum jest spółką cywilną rozwiązuje problem. Zgodnie bowiem z art. 864 k.c. odpowiedzialność wspólników spółki cywilnej za każde zobowiązanie jest solidarna. Dotyczy to również zobowiązań odszkodowawczych i to bez względu na sposób ich powstania. 
 
Z kolei odrzucenie koncepcji spółki cywilnej problem o tyle komplikuje, że odpowiedzialność za dane zobowiązanie ponosić będzie wyłącznie sprawca szkody, a czasami niestety nie wiadomo kto nim jest. Wyobraźmy sobie przykładowo szkody wyrządzone osobom trzecim do których powstania doszło w związku z wykonywaniem robót budowlanych, których generalnym wykonawcą jest konsorcjum składające się z powiedzmy dziesięciu podmiotów, korzystające w dodatku z licznych podwykonawców. Skąd poszkodowany ma wiedzieć, kto dokładnie jest sprawcą szkody - który członek konsorcjum. 
 
Również zatem względy natury praktycznej przemawiają za przyjęciem poglądu o tym, że konsorcjum to nic innego, jak spółka cywilna utworzona na potrzeby postępowania o udzielenie zamówienia publicznego. 
 
Oczywiście wewnętrzna regulacja pomiędzy członkami konsorcjum może regulować dokładnie roszczenia regresowe związane z podziałem zadań pomiędzy członkami konsorcjum, ale to już inna historia.

inspiracja a naruszenie praw autorskich, czyli słów kilka o fotorgrafii

 
 

 
Na polskim rynku działa bardzo wielu bardzo dobrych fotografów, którzy ze swojej pasji uczynili źródło utrzymania, czyli zrobili dokładnie to... o czym marzą chyba wszyscy. Niestety rozwój tego rynku wiąże się również z działaniami delikatnie mówiąc nieuczciwymi i nieetycznymi. Wielokrotnie słyszałem o tym jak to jeden "fotograf" ukradł zdjęcie innego fotografa. Nie jest to wcale sprawa błaha, bo profesjonalne fotografowanie, to prowadzenie całkiem poważnej działalności gospodarczej, a każda kradzież pomysłów w tego rodzaju działalności nie może być oceniana pozytywnie.
 
Jak jednak w przypadku zdjęć ustalić czy doszło do tak zwanej kradzieży - a faktycznie do naruszenia praw autorskich, czy też nie. No bo niby strzelać fotki potrafi i może każdy. Faktycznie strzelać fotki może każdy, ale profesjonalne fotografowanie, to zupełnie inna bajka - inny sprzęt, inne oko, inne umiejętności. Jeżeli w dodatku ktoś kopiuje pomysł jednego fotografa, po to aby wykorzystywać go w swojej działalności zarobkowej, to możemy mieć do czynienia z naruszeniem praw autorskich i związanymi z takim naruszeniem, bardzo konkretnymi roszczeniami.
 
Aby w ogóle można było mówić o naruszeniu praw autorskich w omawianym przypadku, podstawowym warunkiem jest, aby zdjęcie "kradzione" było utworem w rozumieniu art. 1 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej: prawo autorskie). Innymi słowy chodzi o to, aby zdjęcie takie było przejawem działalności twórczej konkretnego fotografa lub fotografów. Granica pomiędzy działalnością twórczą, a działalnością która twórcza nie jest, jest dosyć trudno uchwytna, zwłaszcza w przypadku zdjęć. Można jednak założyć, że im więcej dany fotograf "napracuje" się nad danym zdjęciem, tym większy jest jego wkład twórczy przesądzający o tym, że zdjęcie będzie utworem. Jeżeli zatem fotograf "wymyśla" bardzo konkretne ujęcie, z konkretnym ustawieniem osób fotografowanych, pozami, tłem, elementami krajobrazu, grą światła i cienia, rekwizytami, kadrowaniem oraz obróbką zdjęcia, to raczej będziemy mieli do czynienia z utworem. Oczywiście utworami nie będą nigdy tak zwane zdjęcia sztampowe - przykładowo w przypadku fotografii ślubnej - standardowe zdjęcia obrączek, zdjęcia pary młodej składającej przyrzeczenie i temu podobne. Jednakże już większość zdjęć na tak zwanej sesji, nosi cechy utworów.
 
Jeżeli zdjęcie jest utworem to prawa do tego zdjęcia - zarówno majątkowe, jak i osobiste podlegają ochronie. Przykładowo tylko autor utworu ma prawo nim rozporządzać oraz ma niezbywalne prawo do oznaczania utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem - art. 16 i 17 prawa autorskiego.
 
Niestety ochrona wynikająca z prawa autorskiego bywa często trudno uchwytna. O ile bowiem na przykład do korzystania i rozporządzania opracowaniem cudzego utworu, wymagana jest zgoda autora tego utworu - tak zwane utwory zależne (art. 2 ust. 1-3 prawa autorskiego); o tyle każdy ma prawo do samodzielnego stworzenia utworu zainspirowanego cudzym utworem - bez konieczności uzyskania niczyjej zgody (art. 2 ust. 4 prawa autorskiego). Jaka jest zatem różnica pomiędzy opracowaniem (utworem zależnym), a utworem inspirowanym. Zarówno opracowanie, jak i utwór inspirowany muszą nosić samoistne cechy twórcze. To ważne - proste skopiowanie pomysłu innego fotografa nie będzie zatem, ani utworem zależnym, ani utworem inspirowany, tylko zwykłym naruszeniem praw autorskich - nie będzie bowiem nosiło żadnych znamion twórczych. W przypadku utworu zależnego jego związek z utworem głównym jest bardzo duży - generalnie utwór zależny przejmuje część twórczych elementów z utworu głównego i niejako dokłada do tego własne elementy twórcze. Stąd konieczność uzyskania zgody autora utworu głównego na rozporządzanie i korzystanie z utworu zależnego. W przypadku utworu inspirowanego - jego związek z utworem głównym jest dużo luźniejszy i mieści się głównie w sferze emocjonalnej, psychologicznej. Chodzi o to, że utwór główny stanowi pewien impuls do stworzenia własnego utworu. Dlatego właśnie utwór inspirowany praktycznie nie przejmuje żadnych elementów twórczych od utworu głównego, lecz jest skonstruowany z własnych elementów twórczych.
 
Tak to wygląda w teorii, w praktyce rozróżnienie pomiędzy utworem zależnym, a utworem inspirowanym bywa trudne. Na szczęście dosyć proste jest za to ustalenie czy w danym wypadku doszło do naruszenia praw autorskich. Jeżeli tylko zdjęcie jednego fotografa (wcześniejsze) nosi cechy utworu, a zdjęcie drugiego fotografa (późniejsze) jest jego prostą kopią, z niewielkimi jedynie zmianami - choćby (co oczywiste) dotyczącymi osób fotografowanych - to naruszenie praw autorskich jest ewidentne.
 
Znam przypadek, w którym świetne zdjęcie pewnych doskonałych trójmiejskich fotografów (głównie ślubnych) mające ewidentnie cechy utworu, zostało skopiowane przez innego fotografa... a następnie o owej kopii rozmawiano z fotografem-kopistą w programie telewizyjnym, w którym opowiadając o "swoim pomyśle" na zdjęcie fotograf ów niemal cytował wypowiedzi z bloga oryginalnych fotografów...
 
Jeżeli już dojdzie do naruszenia praw autorskich możliwe jest dochodzenie różnych roszczeń - tak dotyczących osobistych praw autorskich, jak i majątkowych praw autorskich.
 
Zgodnie z art. 78 ust. 1 prawa autorskiego w przypadku naruszenia osobistych praw autorskich można żądać dopełnienia czynności potrzebnych do usunięcia skutków naruszenia takich praw - w szczególności przeprosin, a jeżeli naruszenie było zawinione (a o zawinieniu świadczyć będzie już brak należytej staranności) - także przyznania zadośćuczynienia lub przyznania odpowiedniej sumy na wskazany cel społeczny.
 
Z kolei w przypadku naruszenia majątkowych praw autorskich, zgodnie z art. 79 ust. 1 prawa autorskiego, można żądać zaniechania naruszenia, usunięcia jego skutków oraz naprawienia wyrządzonej szkody i wydania korzyści uzyskanych w wyniku naruszenia. W przypadku naprawienia szkody ustawodawca przewidział bardzo istotne ułatwienie dowodowe - zamiast dokładnie wyliczonej szkody, żądać można bowiem dwukrotności, a w przypadku naruszenia zawinionego - trzykrotności wynagrodzenia, które byłoby należne za uzyskanie zgody do korzystania z utworu.
 
Oczywiście jeżeli naruszone zostały zarówno osobiste jak i majątkowe prawa autorskie - roszczenia można kumulować.
 
Procesów o ochronę praw autorskich dotyczących zdjęć nie jest dużo, tym niemniej w żadnym wypadku nie powinno to stanowić zachęty do naruszania cudzych praw autorskich. Myślę też, że w najbliższym czasie, wspomnianych procesów będzie coraz więcej, co winno podziałać na niektórych, jak kubeł zimnej wody.

formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

obserwatorzy

Copyright © paragrafowanie