członek zarządu jako pełnomocnik spółki

Świadcząc usługi prawne na rzecz spółek, prowadząc działalność gospodarczą w ich formie, pełniąc funkcję w organach spółek albo chociażby interesując się bliżej problematyką działalności gospodarczej, z pewnością zastanawialiście się czy członek zarządu spółki, może być jej pełnomocnikiem? 
W praktyce często zdarza się, że przy zarządzie wieloosobowym i reprezentacji łącznej, jeden lub niektórzy członkowie zarządu faktycznie nie są w stanie działać w danym momencie. Stan taki może mieć różne przyczyny dotyczące członka lub członków zarządu: choroba, urlop, prowadzenie działalności w odległym od innych członków zarządu miejscu. Chodzi zatem o sytuację, w której w spółce jest zarząd co najmniej dwuosobowy i jednocześnie istnieje obowiązek współdziałania dwóch członków zarządu, w tym sensie, że do dokonania czynności prawnej w imieniu spółki wymagane jest łączne działanie co najmniej dwóch członków zarządu (reprezentacja łączna). Czy przy takiej konstrukcji zasad reprezentacji, możliwe jest udzielenie pełnomocnictwa jednemu tylko członkowi zarządu?
 
W mojej ocenie tak. 
 
Wprawdzie niektórzy uważają, że poprzez udzielenie pełnomocnictwa dochodzi do obejścia przepisów lub postanowień statutu (umowy spółki) dotyczących zasad reprezentacji, jednak uważam, że jest to stanowisko zbyt daleko idące. Pełnienie funkcji członka zarządu jest bowiem czy innym niż działanie w charakterze pełnomocnika. Oczywiście w obu przypadkach mamy do czynienia z reprezentowaniem spółki, jednak, co bardzo istotne, na innej podstawie: albo na podstawie powołania do pełnienia funkcji członka zarządu spółki albo na podstawie umocowania udzielonego przez samą spółkę. Jeżeli zatem spółka - zgodnie z zasadami reprezentacji - udzieli pełnomocnictwa do działania w jej imieniu i na jej rzecz określonej osobie, to osoba ta uzyskuje umocowanie od samej spółki do działania w charakterze pełnomocnika. Umocowanie takie może zostać udzielone każdej osobie, a więc także członkowi zarządu. Brak przy tym jakichkolwiek regulacji, które podważałyby skuteczność takiej czynności. Brak również dostatecznych argumentów, które pozwalałyby ją uznać za prowadzącą do obejścia prawa. Sam fakt, że pełnomocnik jest równocześnie członkiem zarządu, to w mojej ocenie zdecydowanie za mało. Skoro bowiem pełnomocnikiem może być nawet osoba nie mająca żadnej wiedzy i doświadczenia związanych z działaniem spółki, to dlaczego nie mogłaby nim być osoba, która ma pełnię takiej wiedzy i doświadczenia. Przyjęcie takiej koncepcji nie ma po prostu sensu. 
Również argument praktyczny przemawia za dopuszczalnością uczynienia członka zarządu pełnomocnikiem spółki. Jest to bowiem najlepsze rozwiązanie w przypadku braku możliwości faktycznego współdziałania w danym momencie dwóch lub więcej członków zarządu.
 
Warto przy tym pamiętać, że zasadniczo mamy trzy rodzaje pełnomocnictwa (art. 98 k.c.): o
 
 
 
    • ogólne - do czynności zwykłego zarządu,
    • rodzajowe - do określonego rodzaju czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu,
    • szczególne - do konkretnych czynności.
 
 
W orzecznictwie nie budzi już wątpliwości, że członek zarządu może być pełnomocnikiem na podstawie pełnomocnictwa szczególnego (uchwała Sądu Najwyższego z dnia 23 sierpnia 2006 roku, sygnatura akt: III CZP 68/06), a także rodzajowego (stosunkowo świeża uchwała Sądu Najwyższego z dnia 24 kwietnia 2014 roku, sygnatura akt: III CZP 17/14). 
Brak natomiast jednoznacznej wypowiedzi dotyczącej pełnomocnictwa ogólnego. Jednak w mojej ocenie dokładnie te same względy przemawiają za uznaniem dopuszczalności udzielenia pełnomocnictwa szczególnego i rodzajowego, jak i ogólnego. Ponadto w praktyce poszczególne pełnomocnictwa łączą w sobie niektóre lub nawet wszystkie trzy rodzaje: ogólne, rodzajowe i szczególne. Trudno byłoby zatem rozdzielać część pełnomocnictwa, która miałaby być skuteczna od tej części która miałaby być nieskuteczna. Jeszcze trudniej byłoby uznawać pełnomocnictwo za nieskuteczne w zakresie umocowującym do dokonywania czynności zwykłego zarządu, przy jednoczesnym uznaniu skuteczności pełnomocnictwa w zakresie czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu. Skoro dopuszczalność pełnomocnictwa w zakresie czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu nie budzi wątpliwości, to tym bardziej wątpliwości nie powinna budzić dopuszczalność pełnomocnictwa w zakresie czynności zwykłego zarządu (argument a fortiori).
 
Należy przy tym zwrócić uwagę, że w przypadku zarządu dwuosobowego, udzielenie pełnomocnictwa jednemu członkowi zarządu nie będzie wymagało zachowania szczególnych wymogów. Zarówno art. 210§1 k.s.h. (spółka z ograniczoną odpowiedzialnością), jak i art 379§1 k.s.h. (spółka akcyjna) wymaga bowiem zachowania szczególnego sposobu działania jedynie w przypadku umów spółki z członkiem zarządu, a nie w przypadku czynności jednostronnych, do których zalicza się udzielenie pełnomocnictwa. W związku z tym pełnomocnictwo dla członka zarządu, w przypadku zarządu dwuosobowego, powinno być podpisane po prostu przez dwóch członków zarządu, czyli również przez osobę, której pełnomocnictwo zostaje udzielone.

długość postępowania administracyjnego 

 
Długość niektórych postępowań administracyjnych w Polsce jest zatrważająca. Część z tych postępowań prowadzona jest owszem - szybko i sprawnie, dotyczy do głównie postępowań przed tak zwanymi organami nadzorującymi lub regulacyjnymi. Gorzej rzecz ma się z innymi rodzajami postępowań, przykładowo z postępowaniami podatkowymi, dotyczącymi kwestii odszkodowań czy też o zwrot nieruchomości:
 
Poniżej przykład z mojego podwórka.
 
 
 
Sprawę prowadzę już przez ponad 7 lat. W tym czasie wydane zostały 3 decyzje organu pierwszej instancji i 3 decyzje organu drugiej instancji. Teraz sprawa trafi do organu pierwszej instancji.... żeby mógł ją rozpatrzyć po raz 4 - może tym razem uda się wydać prawidłową decyzje.
 
W takim momencie musi zrodzić się pytanie, czy tak powinno być. Zwłaszcza, że k.p.a. przewiduje, iż rozpatrzenie nawet najbardziej skomplikowanej sprawy nie powinno w pierwszej instancji zajmować dłużej niż 2 miesiące (art. 35§3 k.p.a). Niestety w przypadku niektórych spraw administracyjnych przepis ten jest całkowicie martwy. 
 
Mam nadzieję, że opisywaną w prasie sprawę wygram. Jestem bowiem wręcz przekonany, o słuszności argumentacji Wnioskodawców... tyle tylko, że będzie wówczas prawdopodobnie 10 rok od złożenia wniosku... W tym czasie wydano przynajmniej 3 błędne decyzje w pierwszej instancji. Sprawa dotyczy wprawdzie nieruchomości bardzo istotnej z punktu widzenia miasta, ale z drugiej strony - pod względem prawnym - nie jest jakaś szczególnie skomplikowana. Tym niemniej wnioskodawcy zamiast uzyskać nieruchomość powiedzmy po roku od rozpoczęcia postępowania, odzyskają ją (jak dobrze pójdzie) po 10 latach od rozpoczęcia postępowania. 
 
Niestety polskie ustawodawstwo nie przewiduje realnie żadnej odpowiedzialności za tego rodzaju prowadzenie postępowania administracyjnego. Ustawę o odpowiedzialności majątkowej urzędników należy bowiem traktować raczej w kategoriach humorystycznych, aniżeli jako realną możliwość uzyskania jakiegokolwiek odszkodowania. Polecam choćby artykuł kryjący się pod poniższym linkiem:
 
 
Trudno pogodzić się z takim stanem rzeczy, ale niestety nie łudzę się specjalnie, aby w najbliższym czasie coś miało się w opisywanej kwestii zmienić.
 
Pozostaje więc cały czas liczyć na Europejski Trybunał Praw Człowieka, który od czasu do czasu piętnuje takie prowadzenie spraw administracyjnych. 
 

spółki osobowe - zysk ze spraw niezakończonych

Rozliczenie z występującym wspólnikiem w spółkach osobowych to temat, w którym zdecydowanie więcej jest niewiadomych niż wiadomych. 
 
Wydawałoby się, że art. 65 k.s.h. nie jest specjalnie skomplikowany, a występujący wspólnik:
 
- powinien otrzymać wypłatę udziału kapitałowego w pieniądzu,
- powinien otrzymać zwrot rzeczy wniesionych do spółki tylko do używania,
- uczestniczy w zysku spółki ze spraw jeszcze niezakończonych.
 
Tyle podręcznikowej teorii. Wystarczy bowiem, że wyobrazimy sobie, że piszemy pozew lub odpowiedź na pozew. Nawet brak wybujałej wyobraźni, pozwala dostrzec, że... zaczynają się schody. 
 
Okazuje się bowiem, że udział kapitałowy... to nie udział kapitałowy, a przynajmniej nie ten, o którym mowa w art. 50§1 k.s.h. To jednak materiał na osobny post, który zapewne kiedyś powstanie. 
 
Co więcej, nie do końca wiadomo co oznacza wniesienie rzeczy do spółki tylko do używania
 
No i w końcu zupełnie nie wiadomo co oznacza uczestniczenie w zysku spółki ze spraw jeszcze niezakończonych. Wiadomo natomiast, że regulacja zapewniająca taki udział w zysku jest powszechnie krytykowana jako niezrozumiała, niepotrzebna i niczym nieuzasadniona. Mamy bowiem do czynienia z sytuacją, w której jeden wspólnik występuje ze spółki, spółka działa dalej i jeżeli dobrze sobie radzi, to osiąga zysk, a ów wspólnik - który już nie jest wspólnikiem - ma uczestniczyć w zysku spółki ze spraw jeszcze niezakończonych. Występujący wspólnik uczestniczy również w stracie z takich spraw - ale to także osobny temat. Tak czy inaczej, wydaje się, że wystąpienie ze spółki, która osiąga dalej zyski, może być bardzo opłacalne. Były wspólnik nie angażuje się bowiem w ogóle w prowadzenie jej spraw, nie ma wręcz prawa, ani obowiązku ich prowadzenia, a i tak ma prawo do części zysku wypracowanego przez spółkę. Omawiana regulacja jest zatem, delikatnie mówiąc, bardzo dyskusyjna. Nie zmienia to jednak faktu, że na dzień dzisiejszy - trzeba sobie jakoś radzić - i przynajmniej spróbować ustalić, o co może racjonalnie chodzić w uczestniczeniu w zysku spółki ze spraw jeszcze niezakończonych. 

Po pierwsze, uczestniczenie w zysku ze spraw jeszcze niezakończonych powinno następować w takich proporcjach, w jakich występujący wspólnik uczestniczyłby w zysku z tych spraw, gdyby dalej był wspólnikiem. Może się bowiem okazać, że zgodnie z regulacją spółki, wspólnik w ogóle nie uczestniczyłby z zysku z danej sprawy. Trudno byłoby w takiej sytuacji uznać, że wprawdzie jako wspólnikowi zysk nie przypadałby takiej osobie, jednak przypadnie jej, jako byłemu wspólnikowi, jeżeli tylko zysk zostanie osiągnięty po wystąpieniu ze spółki.

Po drugie - co to są sprawy i zysk z tych spraw? W działalności gospodarczej bardzo trudno ustalić czym jest konkretna "sprawa" i czym jest "zysk" z takiej sprawy. Wydaje się, że jako sprawę można rozumieć konkretną umowę, która generuje określony przychód. Przychód staje się zaś zyskiem z takiej sprawy, jeżeli przewyższa koszt związany z wykonywaniem umowy. Okazuje się zatem, że spółka może osiągać zysk z określonych spraw (jeszcze niezakończonych)... ale ogólnie może osiągać stratę (z uwagi na straty z nowych spraw). W takiej sytuacji, teoretycznie, występującemu wspólnikowi będzie przysługiwało roszczenie o część zysku ze spraw niezakończonych w momencie jego wystąpienia. Celowo używam jednak określenia "teoretycznie", gdyż w mojej ocenie w taki sposób omawiany przepis nie może być interpretowany. Nie może być bowiem tak, że wspólnicy pozostający w spółce nie będą uczestniczyli w podziale zysku - gdyż go po prostu nie będzie z uwagi na ogólną stratę spółki, a były wspólnik będzie miał roszczenie o wypłatę części zysku ze spraw jeszcze niezakończonych. Innymi słowy, żeby byłemu wspólnikowi przysługiwało w ogóle roszczenie, spółka powinna osiągnąć w danym okresie zysk, a nie stratę.
 
Po trzecie - co rozumieć przez sprawy niezakończone? Czy chodzi o wszystkie umowy zawarte przed wystąpieniem wspólnika ze spółki, które nie zostały jeszcze zakończone? W mojej ocenie nie. Jeżeli bowiem umowa dotyczy świadczeń okresowych, czyli takich, które są wykonywane w kolejnych okresach, za które przysługuje wynagrodzenie, to trudno taką umowę traktować jako sprawę niezakończoną. Przecież każdy kolejny okres, za który spółce przysługuje wynagrodzenie, będzie wykonywany bez jakiegokolwiek udziału wspólnika, który wystąpił z tej spółki. W takiej sytuacji każdy kolejny okres, będzie stanowił de facto nową sprawę - ze swoimi kosztami i przychodami. Podobnie jest w przypadku umów dotyczących świadczeń o charakterze ciągłym. W ich przypadku również bowiem sam upływ czasu ma istotne znaczenie, w tym sensie, że wysokość uzyskiwanego wynagrodzenia lub innego przychodu zależy od wykonywania umowy przez dalszy czas. 
W związku z tym wydaje się, że sprawy niezakończone w rozumieniu art. 65§5 k.s.h. to wyłącznie sprawy ze świadczeniem jednorazowym, którego wykonanie jest rozciągnięte w czasie - rozpoczęło się przed wystąpieniem wspólnika, a zakończyło się i wygenerowało określony przychód po jego wystąpieniu. Przykładem takich umów są umowy na roboty budowlane czy umowy o dzieło.

Po czwarte, jak długo wspólnik, który wystąpił zachowuje prawo do uczestniczenia w zysku spółki ze spraw jeszcze niezakończonych. Na dzień dzisiejszy odpowiedzieć można wyłącznie, że tak długo - jak długo będą istniały sprawy niezakończone. Dopiero w momencie zakończenia wszystkich spraw niezakończonych (w rozumieniu - jak wyżej) spółka będzie mogła uwolnić się od roszczeń byłego wspólnika. Oby tylko w tym momencie nie wystąpił ze spółki kolejny wspólnik.
 
To tylko zupełnie podstawowe problemy związane z samym prawem do uczestniczenia w zysku ze spraw jeszcze niezakończonych. W praktyce problemów tych jest bowiem znacznie więcej - tym więcej, im bardziej będziemy zagłębiać się w temat.
Z uwagi na skalę tych problemów i generalny brak racjonalnego uzasadnienia dla funkcjonowania omawianej normy w porządku prawnym, pewne jest, że roszczenia oparte na tej normie, to roszczenia, przed którymi obrona bardzo często będzie mogła zostać skutecznie oparta na zarzutach z art. 5 k.c.

rola biegłego w postępowaniu cywilnym

 
 
 
 
Postępowanie cywilne jest specyficznym postępowaniem, w którym kluczową rolę odgrywa, a przynajmniej z założenia powinna, aktywność stron. Wszak jest to proces kontradyktoryjny, w którym sąd jest w zasadzie obserwatorem potyczki stron i ich walki na argumenty oraz dowody, dokonującym na końcu obiektywnej oceny tego co obserwował.
 
 
Czasem jednak może dochodzić do wypaczenia zasady kontradyktoryjności i głównym winowajcą bywa w takim wypadku biegły, a raczej sąd akceptujący jego opinię, sporządzoną w określony sposób. 
Chodzi mianowicie o sytuację, w której strona powodowa, dochodząc przykładowo odszkodowania, przedkłada rachunki, faktury, paragony i inne tego rodzaju materiały - nie dość, że niekompletne, to jeszcze bez szczegółowych twierdzeń dotyczących stanu faktycznego. Strona powodowa wnosi ponadto o przeprowadzenie dowodu z opinii biegłego - na okoliczność wysokości szkody. Nie każdy sąd się na to nabiera, ale zwykle niestety się nabiera, wówczas powołuje biegłego, a ten... zwraca się do strony powodowej o dodatkowe wyjaśnienia i materiały niezbędne do sporządzenia opinii, po czym wydaje opinię, w której oblicza wysokość szkody. Następnie strona pozwana nieśmiało próbuje kwestionować poszczególne wyliczenia zawarte w opinii - z różnym skutkiem, a na koniec sąd wydaje orzeczenie opierając się na opinii biegłego - uzupełnionej na skutek starań strony pozwanej lub nie.
 
Tak to wygląda w bardzo wielu sprawach sądowych i dotyczy nie tylko wysokości szkody, ale także innych kwestii, jak choćby nakładów na nieruchomość czy na majątek wspólny. 
 
Powstaje jednak pytanie, czy taki sposób procedowania jest prawidłowy i czy roszczenie strony powodowej powinno zostać uwzględnione w takim zakresie, jaki wynika z opinii biegłego.
 
W mojej ocenie odpowiedź powinna być jednoznaczna - nie taki sposób procedowania nie jest prawidłowy, a strona pozwana powinna w takiej sytuacji bić wręcz na alarm, albowiem proces prowadzony jest de facto poza nią.
 
Nie tyle chodzi przy tym o  ewentualną nieprawidłowość obliczeń biegłego, lecz o to że w opisanym przypadku to biegły prowadzi postępowanie dowodowe, a to - samo w sobie - stanowi wypaczenie zasady kontradyktoryjności. Biegły powinien bowiem oprzeć się wyłącznie na materiale zgromadzonym w aktach sprawy i przedłożonych przez strony (głównie przez stronę powodową) materiałach. Nie powinien jednak zwracać się do strony powodowej (ani pozwanej) o dodatkowe wyjaśnienia i materiały, albowiem nie to jest jego rolą. Biegły ma bowiem dostarczyć wiadomości specjalnych, ale nie na podstawie własnego postępowania dowodowego, lecz na podstawie analizy materiału znajdującego się w aktach sprawy. Jeżeli biegły uznaje, że materiał zgromadzony w aktach sprawy jest niewystarczający, to winien odmówić sporządzenia opinii wskazując na taką właśnie okoliczność, a nie samemu gromadzić dowody. 
 
Przyglądając się temu problemowi nieco dokładniej można zauważyć, że:

- Postępowanie dowodowe prowadzone przez biegłego nie ma nawet cech procesu kontradyktoryjnego, lecz cechy procesu inkwizycyjnego - to biegły zwraca się bowiem o wyjaśnienia i materiały do strony powodowej.

- Postępowanie dowodowe prowadzone przez biegłego prowadzi do przerzucenia ciężaru dowodu ze strony powodowej na biegłego. To biegły bowiem, a nie strona powodowa, wykazuje inicjatywę. 

- Postępowanie dowodowe prowadzone przez biegłego toczy się zwykle wyłącznie w kierunku wykazania zasadności ewentualnych roszczeń strony powodowej. Biegły nie zwraca się bowiem zwykle do strony pozwanej o przekazywanie informacji lub powoływanie dowodów, które mogłyby zaprzeczać twierdzeniom strony powodowej. 

- Postępowanie dowodowe prowadzone przez biegłego toczy się zwykle bez udziału strony pozwanej. Strona pozwana nie wie bowiem co konkretnie przedstawia biegłemu strona powodowa, ani nawet jaką formę mają informacje i materiały przedkładane przez tę stronę biegłemu. Przy czym udzielanie informacji w tym trybie stanowi quasi dowód z zeznań świadka lub strony, przeprowadzany w formie ustnej, pisemnej lub email - przez biegłego. 

- Postępowanie dowodowe prowadzone przez biegłego toczy się zwykle na zakończenie postępowania dowodowego przez sądem. Tym samym następuje to w sytuacji, w której nowe twierdzenia i dowody strony powodowej powinny być uznane za spóźnione w świetle art. 207§3 k.p.c. w związku z art. 6§2 k.p.c., lub wręcz w sytuacji, w której wobec strony powodowej upłynął termin z art. 207§3 k.p.c. (w brzmieniu sprzed zmiany tego artykułu).

Powyższe przekonuje o nieprawidłowości omawianego sposobu procedowania. Raz jeszcze podkreślić należy, że biegły nie jest od ustalania stanu faktycznego i gromadzenia materiału dowodowego, lecz od udzielenia wiadomości specjalnych na podstawie materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie. Identyczny pogląd wyrażony bywa w orzecznictwie, przykładowo: w uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego z dnia 24 maja 2013 roku, sygnatura akt: II CSK 558/11, uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z dnia 15 stycznia 2014 roku, sygnatura akt: V ACa 756/13, uzasadnieniu wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach z dnia 12 lipca 2013 roku, sygnatura akt: V ACa 25/13.
 
Na koniec trzeba sobie zadać pytanie, czy strona powodowa zawsze powinna wiedzieć, co będzie potrzebne biegłemu do dokonania obliczeń? 
Zwykle da się to łatwo przewidzieć, a pewnym minimum powinno być sformułowanie przez stronę powodową szczegółowych twierdzeń dotyczących przedkładanych materiałów. Jednak w przypadku spraw szczególnie skomplikowanych możliwe jest sformułowanie dwóch wniosków o dowód z opinii biegłego. Pierwszy prowadzący do sporządzenia opinii na temat tego jakie materiały są konieczne do dokonania obliczeń oczekiwanych przez stronę powodową i drugi prowadzący do sporządzenia opinii zawierającej obliczenia. Może wydaje się to na pierwszy rzut oka dosyć dziwne, ale po pierwsze - jest ze wszech miar prawidłowe, a po drugie - w praktyce doskonale działa.
 

ważna nowelizacja ustawy zabużańskiej

 
Z dniem 27 lutego 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy z dnia 8 lipca 2005 roku o realizacji prawa do rekompensaty z tytułu pozostawienia nieruchomości poza obecnymi granicami Rzeczypospolitej Polskiej - czyli tak zwanej ustawy zabużańskiej.

Jest to bardzo ważna nowelizacja, wprowadzona na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 23 października 2012 roku dotyczącego art. 2 pkt 1 ustawy zabużańskiej. Chodzi o to, że Trybunał Konstytucyjny słusznie uznał, iż uzależnienie przyznania prawa do rekompensaty od zamieszkiwania w dniu 1 września 1939 roku na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jest niezgodne z Konstytucją. Upraszczając argumentację Trybunału Konstytucyjnego - tego rodzaju wymóg został uznany za zbyt restrykcyjny, a owa restrykcyjność za nieznajdującą oparcia w normach konstytucyjnych.

Jakie zmiany wprowadza nowelizacja, która weszła w życie w dniu 27 lutego 2014 roku?

Tak było.

Aby uzyskać prawo do rekompensaty, niezbędne było wykazanie, że na dzień 1 września 1939 roku, właściciel mienia zamieszkiwał na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Wymóg ten interpretowano w taki sposób, że niezbędne było wykazanie, iż właściciel nieruchomości miał miejsce zamieszkania na owym terytorium. Jednakże - i tu kryje się napiętnowana przez Trybunał Konstytucyjny restrykcyjność - przez miejsce zamieszkania rozumiano jedno miejsce. Chodziło bowiem o miejsce koncentracji głównej aktywności życiowej rozumiane zgodnie z art. 25 k.c., jako miejscowość, w której dana osoba przebywała z zamiarem stałego pobytu. 

W praktyce, wykazanie zamieszkiwania na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej było bardzo trudne - albo z uwagi na brak jednoznacznych dowodów, albo z uwagi na fakt, że dana osoba mogła przebywać w różnych okresach poprzedzających wybuch II Wojny Światowej, w różnych miejscach, w których koncentrowały się jej różne aktywności - zawodowa, naukowa, osobista.
 
Tak jest.

Obecna regulacja wprost wskazuje, że konieczne jest, aby właściciel nieruchomości miał miejsce zamieszkania (a nie aby zamieszkiwał), na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Jednakże tym razem wskazano, że chodzi o miejsce zamieszkania rozumiane zgodnie z przepisami obowiązującymi na 1939 rok. Analiza tych przepisów prowadzi do wniosku, że wówczas możliwe było posiadanie kilku miejsc zamieszkania.

Jak wskazano w uzasadnieniu senackiego projektu ustawy nowelizującej (druk numer 1685):

Projektowana zmiana sprowadza się do tego, że w miejsce dotychczasowego wymogu zamieszkiwania na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 1 września 1939 r. wprowadzona zostanie przesłanka miejsca zamieszkania na wymienionych terenach, której spełnienie będzie oceniane z uwzględnieniem przepisów obowiązujących we wskazanej wyżej dacie, tj. przepisów dopuszczających posiadanie kilku miejsc zamieszkania [...]

W następstwie projektowanej nowelizacji wzrośnie zatem liczba beneficjentów, gdyż jej zakresem podmiotowym zostaną objęte także te osoby, które (lub których spadkodawcy) na kresach wschodnich miały jedynie "dodatkowe" miejsce zamieszkania.

Dodatkowy termin na złożenie wniosku.

Bardzo ważne jest, że omawiana nowelizacja łagodząc wymogi w omawianym zakresie, nie pozostawia samym sobie, osób które nie złożyły wniosków z uwagi na restrykcyjność przesłanki zamieszkiwania lub których wnioski zostały rozpoznane odmownie z uwagi na tę przesłankę.

Zgodnie z nowelą, do dnia 27 sierpnia 2014 roku możliwe będzie złożenie nowego wniosku. Niezbędne będzie jednak wykazanie, że:

na ocenę spełnienia przez nie wymogu zamieszkiwania w dniu 1 września 1939 r. na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej mają wpływ zmiany dokonane niniejszą ustawą

Powyższe stwierdzenie nie jest niestety jednoznaczne. 

Na pewno chodzi o takie sprawy, w których dotychczas obowiązująca przesłanka zamieszkiwania nie była spełniona z uwagi na fakt, że właściciel nieruchomości miał kilka miejsc zamieszkania, lecz po zmianie przepisów będzie spełniona.

Jednakże kierując się interpretacją zdroworozsądkową i prokonstytucyjną należałoby uznać, że skuteczne złożenie wniosku będzie także możliwe we wszystkich tych przypadkach, w których zachodziły trudności w wykazaniu, że jedynym miejscem zamieszkania właściciela nieruchomości była miejscowość położona na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i z uwagi na powyższe zdecydowano aby nie składać wniosku o przyznanie prawa do rekompensaty w pierwotnie obowiązującym terminie, czyli do dnia 31 grudnia 2008 roku.Obecnie trudności te nie będą miały znaczenia, albowiem możliwe jest uzyskanie rekompensaty również w sytuacji, w której miejscowość położona na byłym terytorium Rzeczypospolitej Polskiej była po prostu jednym z miejsc zamieszkania, a nie jedynym miejscem zamieszkania. Tym samym dowody na to, że owa miejscowość stanowiła jedyne miejsce zamieszkania, nie są już potrzebne.

Możliwe będzie także złożenie wniosku o wznowienie postępowania, jeżeli wcześniej złożony wniosek został rozpoznany odmownie z tego powodu, że nie był spełniony wymóg zamieszkiwania. I w tym wypadku obowiązuje termin do dnia 27 sierpnia 2014 roku.

prokurent a postępowanie rejestrowe

 
Od czasu do czasu pojawia się pogląd, jakoby prokurent nie mógł reprezentować spółki w postępowaniu rejestrowym. Czy jest tak faktycznie?
 
Jeżeli prześledzić wypowiedzi osób prezentujący powyższy pogląd, to okazuje się, że jest on oparty na założeniu, że składanie wniosków o dokonywanie wpisów w Rejestrze Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego nie jest czynnością związaną z prowadzeniem przedsiębiorstwa, a prokurent może dokonywać wyłącznie czynności sądowych związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa.
 
W mojej ocenie powyższy pogląd jest błędny. Otóż faktycznie zgodnie z art. 1091§1 k.c.:
 
Prokura jest pełnomocnictwem udzielonym przez przedsiębiorcę podlegającego obowiązkowi wpisu do rejestru przedsiębiorców, które obejmuje umocowanie do czynności sądowych i pozasądowych, jakie są związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa.
 
 
 
jednakże trudno uznać, że reprezentowanie spółki w postępowaniu rejestrowym nie jest związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa.
 
Otóż w mojej ocenie składanie wniosków o wpis do Rejestru Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego, a tym samym inicjowanie toczącego się przed sądem postępowania nieprocesowego, stanowi wręcz emanację czynności sądowych, jakie są związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa
 
Rejestr Przedsiębiorców został przecież stworzony po to, aby rejestrować określone czynności i zdarzenia dotyczące prowadzenie przedsiębiorstwa, a nie dotyczące sfery życia prywatnego wspólników, akcjonariuszy czy też członków organów lub innych osób. 
 
Należy sobie zadać zatem retoryczne pytanie - jeżeli wniosek dotyczący wpisu do Rejestru Przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego nie jest związany z prowadzeniem przedsiębiorstwa, to z czym jest związany? Prowadzenie przedsiębiorstwa to w końcu nie tylko dokonywanie czynności prawnych z osobami trzecimi, ale również reprezentowanie podmiotu przed sądami w sprawach związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa. Trudno sobie przy tym wyobrazić jakiekolwiek postępowanie sądowe, w którym przedsiębiorca byłby stroną lub uczestnikiem, a które nie byłoby związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa. Tym samym, w tych postępowaniach, w których przedsiębiorca jest stroną lub uczestnikiem, prokurent może bez przeszkód działać, reprezentując to przedsiębiorstwo.
 
Konkludując, w mojej ocenie, prokurent jak najbardziej może podpisywać wnioski składane do sądu rejestrowego, gdyż niewątpliwie inicjuje w ten sposób postępowanie sądowe związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa.
 
Z moich doświadczeń wynika przy tym, że zdecydowana większość sądów i referendarzy ma dokładnie takie samo zdanie. 

formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

obserwatorzy

Copyright © paragrafowanie